niedziela, 9 lipca 2017

Jednorazówka

- Nienawidzę was! - Krzyknęła Gosia ze łzami w oczach.
Miała osiemnaście lat, była jedynaczką, miała wszystko, dom, rodzinę, przyjaciół. Ale co z tego jak dla jej rodziców to praca była najważniejsza. Młoda kobieta robiła co mogła by ją zauważyli, ale z marnym skutkiem.
- Gosia uspokój się, wiesz, że Cie kochamy. - Jacek starał się załagodzić sytuacje.
- Kochacie jasne, nie zła ściema, Wy kochacie tylko robotę. - Po tych słowach wybiegła z domu trzaskając. Po drodze zabrał swoją ukochaną deskorolkę.
Poszła do skejt parku i od razu ruszyła na rampę. Kiedy jeździła świat wydawał się inny, zapomniała o problemach, troskach, czy zmartwieniach. Wtedy właśnie nad wszystkim myślała. W pewnej chwili pomyślała o kłótni z rodzicami, o tym co powiedziała, ale chyba miała racje, bo jej rodzice już dawno o niej zapomnieli. "Pewnie znowu wrócę do pustego domu." - Pomyślała smutno. Ale po chwili znowu oddała się swojej ukochanej czynności jaką był skatebording.

Trudno kochać dom, jeśli dom to
tylko meble

Robiła się już ciemno. Rozpoczęła się walka słońca z czasem. Gosia doskonale wiedziała, iż pora wracać. Postanowiła nieść swoją deskorolkę. Wzięła ją w rękę i ruszyła w stronę domu. Postanowiła pójść przez park, gdyż było krócej, niestety nagle poczuła ból z tyłu głowy, a potem była ciemność, Obudziła się w jakimś pomieszczeniu, a głowa bolała ją niemiłosiernie, rozejrzała się dookoła siebie. Tynk odchodzący od ścian, zamiast podłogi beton, niewielka żarówka rozjaśniała mrok. W pokoju było okno, ale zakratowane, a drzwi były zamknięte. Dziewczyna zaczęła panikować, waliła pięściami w drzwiami i krzyczała na całe gardło. W końcu drzwi się otworzyły i odskoczyła od nich jak poparzona.
- Sebastian? - Spytała widząc swojego byłego.
- Tato nasza księżniczka się obudziła. - Zawołał chłopak, a po chwili w pomieszczeniu zjawił się Kubeł. Dziewczyna do reszty zgłupiała. Po chwili otrząsnęła się.
- Witamy śpiącą królewnę. - Kubeł uśmiechnął się cynicznym uśmiechem.
- To już pseudo powitanie mamy za sobą, a teraz czego chcecie? - Spytała dość opanowanym głosem.
- Jak to czego chcemy, odrzuciłaś mojego syna. - Powiedział Kubeł.
- Widocznie nie zapałałam do niego sympatią. Z resztą nic dziwnego, bo jaki ojciec taki syn. - Odpyskowała za co dostała z liścia od Kubła.
- Tato, nie warto, Zróbmy to tak jak w planie. - Powiedział Sebastian
- Wujku. - Zawołał, a po chwili zjawił się Wasyl z związanym Erykiem.
- Eryk! - Dziewczyna chciała natychmiast do niego podbiec, ale Kubeł jej to skutecznie uniemożliwił wyciągając broń i kierując ją na Eryka.
- Najpierw zrobisz mi loda, albo ten twój chłopak zdechnie, a ty razem z nim. _ Powiedział Sebastian.
Niebieskie oczy dziewczyny wypełniły się łzami, Nie chciała robić z siebie dziwki, robiąc mu tą "Przyjemność", ale nie chciała by Eryk umarł.
- No co tak stoisz mała dziwko? Na kolana, chyba, że chcesz by on zginął. - Wrzasnął Sebastian.
Dziewczyna spojrzała na Eryka i płakać się jej chciało gdy widziała jego podbite oko i rozciętą wargę.
Powoli uklęknęła, a Sebastian włożył siłą swoje przyrodzenie do jej ust i zaczął poruszać. Po chwili biała maż wypłynęła do gardła Małgosi, chłopak wyjął swoje przyrodzenie, jakby nigdy nic zasunął swój rozporek.
- Do ukraińskiego burdelu się nadajesz. - Oznajmił.
Dziewczyna splunęła na beton.
- Ej tu się nie pluje. - Wasyl zwrócił jej uwagę.
- Wal się. - Syknęła z nienawiścią w głosie.
Chłopak chwycił ją mocno za włosy, by wstała, po czym przewrócił na beton i zaczął zdzierać z niej ubranie. Zaczęła się szarpać, ale przytknął jej do nosa chusteczkę nasączoną chloroformem i straciła przytomność.
Obudziła się po kilku godzinach obudziła się i zobaczyła, że jest w innym pokoju bo, leżała na sofie, przykryta starym kocem. Na przeciwko niej siedział oparty o ścianę Eryk.
- Jak się czujesz? Coś cię boli? - Zasypał ją pytaniami podchodząc do łóżka.
- Źle, okropnie, wszystko mnie boli, jest mi cholernie zimno, kurwa czy on... - Zacięła się i spojrzała pustym wzrokiem na blondyna.
- Tak, jeszcze kazał mi to oglądać. Jezu to było okrutne. - Eryk wyraźnie posmutniał, a Gosia wybuchła płaczem jak małe dziecko, któremu zabrano ukochaną zabawkę.
_ Ale wiesz, że nie musiałaś robić mu loda. - Oświadczył Eryk.
- Musiałam, nie chce, żebyś umarł. - Powiedziała cicho dziewczyna.
- Przecież to szaleństwo. - Chłopak podrapał się po karku.
- I odwaga i poświęcenie. - Dodał.

Każde szaleństwo jest wewnętrznie spójne i logiczne. Trzeba tylko tą logikę rozpoznać.

- Cóż czasem trzeba się poświęcić. - Odparła dziewczyna.

*W domu Nowaków.*

- Gdzie ona jest? - Zapytała zaniepokojona Aleksandra.
- Obdzwoniłam szpitale, nasze koleżanki i nic. - Odezwała się Karolina najlepsza przyjaciółka Gosi.
- A dzwoniłaś do tego Marcina. - Spytała Ola.
- Nie. Ale już dzwonię. - Dziewczyna szybko wykręciła numer chłopaka, który szybko odebrał.
- Cześć Marcin Gosia odzywała się do ciebie, na przełomie kilku ostatnich godzin? - Spytała Karolina.
- Cześć, nie, a co stało? - Zapytał.
- Gosia od kilku godzin nie daje znaku życia. - Oznajmiła Karolina.
- Cholera. Wiesz nie dawno słyszałem jak ten Sebastian mówi, że ona pożałuje. - Rzekł chłopak.
- Co takiego? - Jacek wyrwał telefon Karolinie.
- Podobno miał ją gdzieś zabrać, ale nic nie wiem. - Oświadczył chłopak.
- Ok. Do widzenia. - Rzekł Nowak.
- Do widzenia. - Marcin rozłączył się.
- A co jeśli Gosia już nie żyje? - Spytała Ola.
Jacek natychmiast ją przytulił.
_Kochanie wiesz, że każdy patrol ma przydzielony osobny budynek i będą jej szukać. - Blondyn zaczął głaskać jej plecy.

*Eryk*

"No kurwa zabiję sukinsyna, własnymi rękami. Jak on mógł jej to zrobić? Słyszałem, że kiedyś byli razem, ale po kłócili się i z nim zerwała. - Zatraciłem się w myśleniu, które przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałem z Gosią w tamtą stronę. Stał w nich nikt inny jak ten złamas.
- Przyniosłem dla was jedzenie. - Odezwał się.
- Nie trzeba. - Burknąłem nabuzowany.
- Ależ Eryku... - Jej słodziutki głosik rozbrzmiał po pomieszczeniu. - Nie powinniśmy się tak zachowywać. - Ruszyła w jego stronę. Zaraz co?
- Powinniśmy być wdzięczni, że dają nam jedzenie. - Podeszła do niego, tak cholernie blisko, włożyła mu ręce do tylnych kieszeni jego spodni, wcześniej zabrała mu tacę i postawiła na podłodze.
- Dziękujemy. - Rzekła.
On odepchnął ją i wyszedł.
- Dobrze się czujesz? - Spytałem.
- Tak. - Odparła tym głosikiem, przy którym śpiew ptaków się umywał.
- I ty zamierzasz to jeść? - Wskazałem na posiłek.
- Kpisz czy o drogę pytasz? - Zapytała, a ja zgłupiałem i patrzyłem na nią jak debil.
- Patrz. - Otworzyła zaciśniętą w pięść dłoń w której był klucz. Cholera ona jest genialna.
- Chciałbym zauważyć, że masz na sobie tylko krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem. - Oznajmiłem.
- To co? - Spytała.
- No to, że pada. - Powiedziałem.
- Wole zmoknąć niż siedzieć tutaj. - Oznajmiła zamykając drzwi na klucz.
- To po co je zamykasz? - Spytałem.
- Bo jeśli wyjdziemy oknem nie skapną się tak szybko. - Odrzekła, podchodząc do okna i otwierając je. Wdrapała się na parapet. Skubana taka mała, a taka przebiegła.
- Idziesz? - Spytała i zeskoczyła z parapetu. Natychmiast ruszyłem w stronę okna i uczyniłem jak ona.
- No to w drogę. - Ruszyła, a ja za nią.

*Kilka godzin później*

Idziemy już kilka godzin i przeszliśmy już chyba 10 kilometrów. Szczerze? To już nie czuje nóg. Jak patrzę na nią jak kroczy to ją podziwiam. Nic jej nie przeszkadza.
- Mogłabyś zwolnić? Padam z nóg. - Odezwałem się.
Przystanęła i spojrzała na mnie.
- Pewnie. - Odezwała się, a ja oparłem się o drzewo.
Ona uczyniła tak samo.
- Patrz! - Wykrzyknęła i wskazała na coś palcem, a ja spojrzałem w stronę. Moim oczom ukazał się drewniany domek. Od razu ruszyliśmy w jego stronę. Na szczęście drzwi były otwarte, więc weszliśmy do środka.
- Halo! - Krzyknąłem, a po chwili, w korytarzu zjawiła się starsza kobieta.
- Dzieci, a co wy tutaj robicie? - Zapytała staruszka.
- Zostaliśmy por... - Chciałem dokończyć, ale Gosia mi przerwała.
- Porwano nas i uciekliśmy. - Odezwała się.
- Na Boga. Wejdźcie. - Zaprosiła nas do środka. A my weszliśmy do środka.
- Chcecie czegoś do picia? - Spytała.
- Herbatę jak można prosić. - Odezwała się Małgosia.
- Ja też. - Odparłem, a kobieta wyszła i po pięciu minutach wróciła z trzema kubkami, postawiła je na stole i siadła na fotelu, my siedzieliśmy na kanapie.
- Jak macie na imiona? - Spytała.
- Ja jestem Eryk. - Przedstawiłem się.
- A to Małgosia. - Wskazałem na koleżankę, która podniosła kubek do ust.
- Jesteście parą? - Spytała, a Gosia zakrztusiła się płynem.
- Nie, tylko się kolegujemy. - Odezwała się.
- A jak pani ma na imię? - Spytałem.
- Jestem Felicja. - Odpowiedziała kobieta.
A Gosia zaczęła przecierać oczy. "
- Jesteś zmęczona kochanie. - Pani Felicja zwróciła się do niej.
- Tak. - Odpowiedziała.
_ Tylko wiecie ja tu mam tą kanapę i swoje łóżko, które jest w tamtym pokoju. - Odpowiedziała staruszka.
- Mogę skorzystać z łazienki? - Spytała Gosia.
- Jasne, jest jak wyjdziesz to korytarzem i na lewo. - Odparła staruszka, a Małgosia podziękowała i wyszła.
- Kochasz ją? - Spytała pani Felicja.
- Skąd pani wie? - Zapytałem.
- To widać, po tym jak na nią patrzysz. - Uśmiechnęła się.
Ja tylko westchnąłem.
- Kocham ją, ale boje się, że ją skrzywdzę. - Odparłem i zacząłem skubać swoją dłoń.

*Gosia*
-Wiesz co Ci powiem młodzieńcze? Że powinieneś jej wyznać co do niej czujesz za nim zrobi to ktoś inny.- usłyszałam skrawek rozmowy pani Felicji i Eryka. Czy to oznaczało, że on mnie kocha? Pomyślałam sobie, że to może niekoniecznie chodzi o mnie. Mogło przecież chodzić o jakąkolwiek dziewczynę. Weszłam niepewnie do pokoju. Po Eryku było widać, że jest zmieszany.
-O czym tam gadacie?- zapytałam, patrząc prosto w oczy Eryka.
-A tak o tym i o tamtym- powiedział- Przepraszam, ale muszę skorzystać z łazienki.
Mój kolega wstał z sofy i udał się tam, gdzie król chodzi piechotą. Ja siadłam na jego miejsce.
-A co on taki spięty?
-Wydaje ci się złociutka- odparła pani Felicja i wstała z fotela- Możesz się przesiąść? Przygotuje wam spanie.
-A nie ma pani jakiegoś materaca dmuchanego?- zapytałam z nadzieją w głosie.
-Niestety, ale sofa jest duża, więc się pomieścicie.
-A mam pytanie. Jak daleko jest stąd do Wrocławia?
-Ze sto trzydzieści kilometrów będzie.
-Ile??- wytrzeszczyłam oczy- A gdzie tu jest najbliżej?
-Do Karpacza masz jakieś sześć kilometrów.
-Ja to chyba zwariuje- wzięłam głęboki oddech- A jak najłatwiej tam dotrzeć?
-Powiem tak. Jutro przyjeżdża do mnie Klaudia. Taka młoda dziewczyna, która robi mi zakupy co kilka dni. Poproszę ją, żeby was zawiozła do Karpacza.
-Naprawdę? Mogłaby pani?- na mojej buzi pojawił się uśmiech i rzuciłam się na kobiecinę, prawie ją przewracając.
-A w ogóle nie zapytałam pani o najważniejsze. Ma może pani telefon? Muszę do przyjaciółki zadzwonić.
-Leży tam na komodzie. Jak chcesz trochę prywatności to idź sobie do mojej sypialni. Gadaj ile chcesz.
-Dziękuję- pocałowałam kobietę w policzek i poszłam zadzwonić do Karoli.
- Jezu dziewczyno my tu zawału dostajemy. - Te słowa wypowiedziała Karolina gdy odebrała telefon i usłyszała mój głos.
- Karola ja zostałam z Erykiem porwana i uciekliśmy. - Gdy to mówiłam łzy stanęły mi w oczach.
- Gosia gdzie jesteście? - Zapytała.
- Ukryliśmy się u pani Felicji to staruszka mieszka w lesie sześć kilometrów od Karpacza. - Odparłam.
- Ja się boję, że nas znajdą. - Dodałam.
- Uspokój się. - Karola starała się mnie uspokoić.
- Jestem 130 km od Wrocławia to jak mam być spokojna? - Spytałam.
- Córeczko. - W słuchawce usłyszałam rodziców.
- Mamo, tato ja się boje. - Oznajmiłam.
- Spokojnie Gosieńko. - Tata starał się mnie uspokoić. - Gdzie jesteś? - Zapytała mama.
- 6 km od Karpacza dziś nocujemy z Erykiem u pani Felicji, a jutro jedziemy z jej pomocą domową do Karpacza. - Odparłam.
- Jezu jak ty tam się znalazłaś? - Spytała mama.
- Zostałam porwana i z Erykiem uciekliśmy. - Rzekłam.
- Przepraszam za tą kłótnie. - Dodałam, było mi głupio, że tak się zachowałam.
- Skarbie nie myśl o tym teraz. Jak będziecie w Karpaczu to idźcie na policje i pytajcie o Starszego aspiranta Maćka Sufa to mój kolega.- Wyjaśnił tata.
- Dobrze. Muszę kończyć, kocham was. - Pożegnałam się z rodzicami, rozłączyłam i wyszłam z sypialni pani Felicji.
- Dziękuje. - Oddałam jej telefon.
- Drobiazg. - Odparła, a ja kontem oka spojrzałam na leżącego na sofie Eryka.
- Zostanie was samych. - Kobieta wyszła, a ja nie wiedziałam jak się zachować. Usiadłam na sofie i cicho westchnęłam, gapiąc się w przestrzeń przede mną. "Nosz kurwa" - Zaklęłam w duchu.
- Połóż się. - Odezwał się Eryk.
Szybko weszłam pod kołdrę i obróciłam się do niego plecami.
- Jak się trzymasz? - Zapytał.
- Jakoś muszę. - Odparłam nie patrząc na niego.

"I daję radę, choć czasem jest mi ciężko.'

Gapiłam się pustym wzrokiem w przestrzeń przede mną. W głowie miałam mętlik i chaos taki jakby moje myśli były kuleczkami w słoiku i ktoś ten słoik rozbija, kuleczki uciekają w różnorodne strony.
Przyjęłam pozycję embrionalną. Taaa w cale się nie boję, absolutnie. Kurwa kogo ja okłamuje? Poczułam jak moje policzki stają się mokre. Chyba dałam upust emocjom. Po chwili poczułam jak Eryk delikatnie mnie przytula.
- Będzie dobrze. - Rzekł.
- Chciałabym. Jednak nigdy nie będzie jak dawniej. - Powiedziałam.
- Słuchaj moja mama jest psychologiem. Pomoże ci. - Oznajmił.
- Gadanie. - Rzekłam. I przekręciłam się w jego stronę.
- Powiedz o czym gadałeś z panią Felicją? - Zadałam pytanie.
Widziałam jak się zmieszał.
- A tak o tym i o tamtym. - Rzekł ale ja nie dałam się przekonać.
- Wiesz co Ci powiem młodzieńcze? Że powinieneś jej wyznać co do niej czujesz za nim zrobi to ktoś inny. - Zacytowałam słowa pani Felicji.
Ten spojrzał na mnie podejrzliwym wzrokiem.
- Skoro wiesz to po co pytasz? - Zapytał.
- Eryk do jasnej cholery! - Uniosłam się choć nie powinnam. Ten zatkał mi usta dłonią.
- Cii. Chcesz, żeby pani Felicja się obudziła, albo, żeby nas znaleźli? - Zapytał.
A ja zaprzeczyłam ruchem głowy. Zabrał dłoń.
W mgnieniu oka zbliżył się do mnie. Tak, że stykaliśmy się czołami.
- Wiesz Gosieńko. - Zaraz co? Czy on właśnie powiedział na mnie "Gosieńko"? Tak.
- Nie chce i nie umiem już ukrywać tego co do ciebie czuję. - Powiedział.
- Więc słucham. - Odparłam.
Delikatnie ale namiętnie musnął moje usta swoimi, po czym odsunął się i spojrzał mi w oczy.
- Kocham Cię. - Szepnął.
Poczułam motylki w brzuchu.
- Ja Ciebie też. - Oświadczyłam.
Życie to jednak bywa przewrotnie, jednego dnia cholernie cierpisz, a zaraz dowiadujesz się, ze ktoś kogo kochasz odwzajemnia uczucie. Położyłam głowę na klatce piersiowej chłopaka.
- Spróbuj zasnąć. - Powiedział.
- Nie wiem czy mogę.
- Kotek jesteś zmęczona, tyle przeszliśmy. Wycierpiałaś strasznie dużo. Będę przy tobie.
- Obiecaj, że będziesz przy mnie.
- Obiecuje. - Oznajmił.
Po paru minutach zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca, które wpadły przez okno. Leniwie otworzyłam oczy i ujrzałam słodko śpiącego Eryka, trochę wyglądał jak mały chłopiec. Wstałam z sofy i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro. Blada twarz, a pod oczami wory, włosy przypominały siano. Przemyłam twarz wodą, a włosy rozczesałam palcami. Wyszłam z łazienki i udałam się do kuchni. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie godzina ósma trzydzieści pięć. Wpadłam na pomysł by zrobić naleśniki na śniadanie. Szybko zabrałam się za robienie posiłku. Na myśl wkradły mi się słowa piosenki "Despacito" w polskiej wersji.

Krok po kroczku, najdelikatniej
Przytulam się do Ciebie bardziej i bardziej

- Dzień dobry księżniczko. - Przywitał mnie Eryk.
- Hejka. - Uśmiechnęłam się.
- Zrobiłaś naleśniki. - Zabrał jednego z talerza i zaczął jeść.
- Całkiem nie złe. - Skomentował.
- Tylko tyle? - Spytałam siadając mu na kolanach.
- To oddawaj. - Zabrałam mu naleśnik. I ugryzłam kawałek.
- Ej oddaj to. - Naburmuszył się jak mały chłopczyk.
Jednak ja nie posłuchałam i zjadłam na jego oczach.
- Ojć chyba już za późno. - Pocałowałam go w usta.
- Ehh jednak zadziorna jesteś. - Odpowiedział mi.
- Za to mnie kochasz. - Uśmiechnęłam się.
_ Nie tylko za to. - Znowu mnie pocałował.
_ ślicznie razem wyglądacie. - Usłyszeliśmy głos pani Felicji.
- Moja królewna zrobiła pyszne naleśniki. - Oznajmił Eryk.
Staruszka usiadła przy stole i wzięła kilka naleśników na talerz, zaczęła jeść.
- Faktycznie pyszne. - Przyznała, a ja się uśmiechnęłam.

*Eryk*

_ Mówiłem, ma dziewczyna talent. - Oświadczyłem.
- Mogę panią o coś zapytać? - Gosia spojrzała na staruszkę.
- Pytaj. - Uśmiechnęła się.
- Dlaczego mieszka pani w lecie?
- Nie mogłabym, żyć w mieście. Ten natłok mnie przeraża. Wszędzie, ktoś gdzieś gna, ludzie mijają się bez słowa, każdy zajęty sobą. Tu jest inaczej. - Wyjaśniła.
- Nie nudzi się pani? - Zapytała.
- Nie. Często robię na drutach, albo wyszywam. - Wyjaśniła.
- Wyszywa pani. Przyznam się szczerze, że mi to imponuje. - Powiedziała Gosia.
- Jak chcesz to Cię tego nauczę.
- Jeśli by pani mogła, tylko pozbieram talerze. - Gosia zebrała talerze i poszliśmy do salonu.

*Sebastian *

Kurwa, ta mała dziwka nawiała z tym przydupasem. Teraz mnie pewnie sprzeda psom. Mogłem być czujniejszy, a nie dałem się przez ten jej głos. Nie powiem bo cholera ładny ma. Ale szmata nie umiała mnie docenić. Jest jak jej matka. Loda umie zrobić no przecież doświadczona w tym jest. Chodziłem wściekły po pokoju. Szmata co do ruchania się nadaje. Wczoraj nie źle się ją rżnęło. A ten frajer jak krzyczał, żebym ją zostawił. Do pokoju wszedł mój stary.
- No synu nie źle wczoraj ją zerżnąłeś. - Poklepał mnie po ramieniu.
- Takiej suce to tylko to się należy.
- Chodź na dół walniemy krechę. - Powiedział i poszliśmy.
Po zajściu na dół. Szybko wysypałem z torebki trochę hery i wciągnąłem.
*Gosia*

Pani Felicja uczyła mnie wyszywać. Co szło jej świetnie.
- Widzisz Małgosiu doskonale Ci idzie.- Pochwaliła mnie.
- Dziękuje ba...proszę pani. - Podziękowałam.
- Jak chcesz to mów do mnie babciu. - Oznajmiła.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Kobieta poszła otworzyć. A po chwili wróciła z na oko dwudziestopięcioletnia dziewczyną.
- Słuchajcie to jest Klaudia i zawodzie was do Karpacza. - Powiedziała.
Nie powiem bo trochę było mi przykro się rozstawać z panią Felicją. Ale cóż. Przytuliłam kobietę na pożegnanie. Ta ucałowała mnie w czoło.
- Zaczekajcie chwilę. - Oznajmiła i poszła do swojej sypialni po chwili wróciła. Wzięła moją dłoń i położyła na niej złoty naszyjnik z serduszkiem. Zamknęła ja w pięść.
- Posłuchaj ten naszyjnik jest w mojej rodzinie od pokoleń, teraz ja przekazuje go tobie. - Rzekła.
- Nie mogę go przyjąć. - Oświadczyłam.
- Jesteś dobra, empatyczna i wiele przeszłaś masz serce anioła, a ja nie chce by on kiedyś został wyrzucony na śmieci. Dlatego daje go tobie. - Poczułam jak łzy wzruszenia cisną mi się do oczu.
Przytuliłam kobietę i podziękowałam najładniej jak potrafiłam.
Potem z Erykiem i Klaudią poszliśmy do auta i ruszyliśmy do Karpacza.
Na szczęście kobieta z którą jechaliśmy podwiozła nas pod komisariat.
Podziękowaliśmy i udaliśmy się do środka.
- To gdzie teraz? - Zapytał Eryk.
- Do recepcji. - Chwyciłam chłopaka za rękę i pociągnęłam za sobą.
W recepcji było kobieta o czarnych prostych włosach na oko miała czterdzieści pięć lat.
- Proszę pani niech pani zadzwoni do Macieja Sufa. - Zwróciłam się do niej.
- A kim ty jesteś? - Zapytała recepcjonistka.
- Małgorzata Nowak, a to Eryk Pazio. - Odpowiedziałam.
A kobieta zadzwoniła i po chwili mężczyzna w wieku mojego taty się pojawił.
- Czy pan to Maciej Sufa? - Zapytałam.
- Tak, a o co chodzi?
- Nazywam się Gosia Nowak i jestem córką Jacka Nowaka.
- A no tak twój tata do mnie już dzwonił i o wszystkim wiem. Chodźcie ze mną. - Odpowiedział, a my poszliśmy za nim.

*Ola*

Jechałam z moim mężem, Mikołajem i Karoliną do Karpacza po moją córeczkę. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie.
- Jacek mogliśmy poświęcić jej więcej czasu. - Zwróciłam się do męża.
- Wiem skarbie, to nasza wina. Mam nadzieje, że jej to wynagrodzimy. - Odezwał się mój mąż.
Po ponad 2 godzinach byliśmy na miejscu. Weszliśmy do pokoju dyżurnego.
- Mama, tata! - Moja córka od razu się na nas rzuciła i nas przytuliła.
- Kochanie ty nasze. - Przytuliliśmy ją do sienie.
Nasza mała córeczka, nasze oczko w głowie.
- Przepraszamy. - Trzymaliśmy ją w objęciach.
- Nie szkodzi. - Odsunęła się od nas.
- Mamo, tato wasza "mała córeczka" - Zrobiła cudzysłów w powietrzu mówiąc to. - Musi wam kogoś przedstawić. To mój chłopak Eryk Pazio. - Wskazała na chłopaka, który podszedł.
- Dzień dobry. - Chłopak wyciągnął dłoń najpierw w moją stronę.
- Witaj. - Uścisnęłam jego dłoń.
Potem wyciągnął dłoń w stronę mojego męża.
- Tylko nie skrzywdź jej. - Powiedział Jacek, podając mu dłoń.
- Ma pan moje słowo, że jej nie skrzywdzę. - Powiedział chłopak.
- Już i tak za dużo przeszła. - Dodał.
- Gosia, co tam Ci zrobili? - Spytałam kucając przed córką.
Przygryzła wargę, a jej oczy wypełniły się łzami.
- Sebastian mnie zgwałcił. - Oznajmiła cicho.
- Jezu jak ja go dorwę to mu nogi powyrywam
- Tato. - Gosia uśmiechnęła się.
- Pamiętasz co mi powtarzacie? - Spytała.
- Że zrobienie krzywdy to nie jest wyjście. Wyjściem jest wpakowanie do więzienia przestępcy. - Dodała.
- A moja mama jest psychologiem i pomoże jej o tym zapomnieć. - Odezwał się Eryk.
- A ja mam pomysł! Jedźmy do domu. - Powiedziała Gosia.
- Jasne.

*Gosia*

Gdy tylko weszłam do domu z rodzicami. Od razu udałam się pod prysznic. Potrzebowałam tego. Zdjęłam ciuchy i wrzuciłam je do prania, weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Ciepła woda spłynęła po moim ciele. Musiałam zmyć brud chociaż ten zewnętrzny. Po wyjściu otuliłam się moim ukochanym niebieskim miękkim ręcznikiem i wytarłam ciało. Ubrałam bieliznę i piżamy. Gdy nagle w zasięgu mojego wzroku pojawiła się żyletka. Wzięłam ją do ręki i docisnęłam do skóry. Jedna kreska, druga, kolejna i kolejna, a potem pustka i ciemność.
Obudziłam się, ale nie byłam w łazience. Zaczęłam się rozglądać i zobaczyłam Eryka i moich rodziców.
- Gdzie ja jestem? Co się stało? - Spytałam.
- W szpitalu, pocięłaś się. - Oznajmiła mama, a ja spojrzałam na moje zabandażowane nadgarstki.
- Po żyć jak się przeżyło koszmar. - Odparłam.
- Kochanie nie mów tak. - Eryk mnie skarcił.
- Musisz być silna. - Rzekł.
- Ja chce umrzeć, zostawcie mnie samą. - Przekręciłam się w przeciwną stronę.
Słyszałam jak wychodzą, a po chwili wszedł Eryk.
- Skarbie, to moja mama porozmawiaj z nią. - Powiedział.
- Nie chce. - Rzekłam.
- Zostaw nas same. - Odezwała się kobieta.
- Mam na imię Nikola, chce Ci pomóc. - Zaczęła mówić, delikatnie. Przekręciłam się w jej stronę.
- Nikt nie może mi pomóc.
- Eryk mi mówił o wszystkim.
- Moje słoneczko kochane. Ale co z tego.
- Widzę, że go kochasz. On Ciebie też. - Oznajmiła, a w drzwiach stanął mój ukochany.
- Wiem, ale to wszystko mnie przeraża. - Odparłam.
- Kotku, musisz być silna, pomożemy Ci przez to przejść. - Eryk podszedł do łóżka i dotknął mojego policzka.
- W takim razie podejmę walkę. - Oznajmiłam.

*3 lata później*

Półtorej roku temu Eryk mi się oświadczył, a rok temu wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy ze sobą. Próbuję zapomnieć o tym co się wydarzyło 3 lata temu, ale czasem ten koszmar powraca. Tej nocy znowu miałam ten koszmar. Eryk natychmiast mnie pocałował i ja otworzyłam oczy.
- Znowu miałaś ten sen? - Spytał.
- Mhy. - Mruknęłam.
- Przytul mnie. - Dodałam, a on bez słowa mnie przytulił, podziwiam go, że tyle już ze mną wytrzymał. Ale kocham go mimo wszystko, jego i naszą małą Marylkę. A no właśnie jestem w 7 miesiącu ciąży.

*5 lata później*

Maryla ma już 5 lat.Jest taka duża i podobna do taty. Chodzi do przedszkola. Eryk i ja pracujemy w policji,
- Cześć kochanie. - Mój mąż ucałował mnie w policzek
- Hej miś. - Przytuliłam się do niego.
- Gdzie mała? - Spytał.
- U moich rodziców nocuje. - Uśmiechnęłam się.
- Uhuhu czyli mamy całą noc dla siebie. - Pocałował mnie w usta.
- Wariat. - Odparłam.
Podniósł mnie i posadził na stole.
- Twój wariat. - Rzekł.
- No oczywiście.
- Wiesz Marylka ostatnio ciągle mówi, że by chciała siostrzyczkę. - Zaczął.
- Wiem. - Odparłam.
- Więc jeśli mamy całą noc. - zaczął całować moją szyję - To może zrobimy jej ten prezent?
- Tak.

*20 lat później*

Oboje z Erykiem pracujemy w policji. Nasze córki Maryla i Justyna pracują w policji zupełnie jak my. Maryla ma 25 lat i męża Emila i roczną córkę Alę, a Justyna 20 lat i narzeczonego Kubę.
Kiedy pamięcią wracam do przeszłości wiem, że warto było cierpieć, bo dziś mam wszystko o czym marzyłam. Kochającego męża, dwójkę dzieci i jestem babcią.


Hejka wam wszystkim! No i wybiło 155 tysięcy wyświetleń. Ale to wasza zasługa, dziękuje za to.
Szczególne podziękowania dla tej pani -------> Blogerka 1978 za pomoc w pisaniu. :*
Pozdrawiam.
Mała malinka. ♥




1 komentarz:

  1. "Maryla ma 25 lat i męża Emila " aww zakochałam się w tym fragmencie. Tylko żeby marzenia się spełniały.
    Całe opko cudeńko ♡♡♡
    Kc robaczku
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń